Zima nie jest zła! W Karkonosze w szortach!
Andrzej Banach z Teresina, podróżnik, autor bloga „Andy na rowerach” już od kilku lat niezłomnie zdobywa nowe i ciekawe miejsca naszego świata, podziwiając je głównie z wysokości siodełka rowerowego. Jednak w ostatnim czasie, w gronie niemniej zakręconych towarzyszy, postanowił pójść o krok wyżej. Dosłownie i w przenośni. Andrzej, Michał, Mateusz i Patryk wybrali się w Karkonosze, z zamiarem wejścia na Śnieżkę w szortach! Oczywiście w warunkach mocno jesienno-zimowych! Anda tak opisuje swoją górską przygodę:
Wieczorem w piątek pojawiliśmy się na miejscu noclegu w okolicach Karpacza. W sobotę, po śniadaniu sprawdzamy ostatecznie warunki pogodowe, bo te poprzedniego wieczoru nie były łaskawe. I tym razem też nie było świetnie – nad Śnieżką załamanie pogody, realizacja naszego celu byłaby głupstwem! Alternatywą, która wydaje się być bezpieczna i w zasięgu naszych możliwości jest położone nieopodal Schronisko Odrodzenie. Mocne wiatry i opady śniegu powinny nas ominąć.
A więc ruszamy! Czas zapakować do plecaków termosy, długie ciuchy, kurtki, tak aby w razie problemów móc się rozgrzać bądź ubrać. Około godziny 10 wyruszyliśmy na szlak. Początkowo, dosyć żwawym tempem tak, aby móc się rozgrzać. Idąc wśród drzew, gdzie nie sięgały nas podmuchy wiatru, szło nam się całkiem przyjemnie. Czas mijał na rozmowie, śmiechach, robieniu zdjęć i nagrywaniu filmów. Raz po raz, kiedy pojawiała się jakaś luka między drzewami i nasze „rozgogolone” ciała przyjmowały na siebie podmuchy wiatru, uśmiech znikał z naszych twarzy.
Po godzinie maszerowania, coraz szybciej zbliżaliśmy się do schroniska. Z jednej strony radość, wytchnienie, nagroda. A z drugiej – kończąca się bariera z drzew, coraz większe podmuchy wiatru, unoszący się śnieg i przenikające zimno!
Na horyzoncie, po jednej stronie pojawiło się prawdopodobnie nieczynne czeskie schronisko, a naprzeciw Odrodzenie, z migoczącymi światełkami na zewnątrz. Już wiemy, że można będzie wejść do środka, że chwilę będzie można odpocząć, aby ruszyć w drogę powrotną.
Dzieli nas jeszcze kilkaset metrów od celu. Wiatr zmógł się niesamowicie. Ciężko było złapać oddech, podnieść głowę przed siebie, zrobić porządny krok do przodu, tak aby ustać na swoich nogach. Przed wejściem do budynku jeszcze musieliśmy znaleźć siły i czas na zdjęcia, tak, aby już w środku móc się nimi pochwalić.
Wewnątrz schroniska decyzje zapadają szybko – ubieramy się, zamawiamy grzańce, które należą nam się jak „psu buda” i wyciągamy zapasy czekolady – czas na odpoczynek i regenerację! Czas jakby spowolnił, aczkolwiek w naszych głowach przebijała się jedna myśl – powrót. Cel osiągnięty, dotarliśmy przecież do Schroniska w szortach, a więc w drogę powrotną.. no właśnie. Każdy z nas miał inny plan na powrót, każdy powstał wedle własnych przemyśleń. Staraliśmy nie zmuszać się do niepotrzebnych decyzji. W zgodzie z własnym ciałem, część z nas ubrała się w lekkie ciuchy, a część wyruszyła w drogę powrotną w takim stroju, w jakim dotarła do celu. Po wyjściu ze schroniska, nieustający wiatr i przenikający mróz mocno dał się nam we znaki!
W głowach była świadomość, że aktualnie przed nami najtrudniejszy odcinek drogi. Musimy czym prędzej dotrzeć do gęściej rosnących drzew, aby móc schować się przed wiatrem. Pierwsze drzewa wywołały uśmiech na twarzy golasków oraz zaczęły kusić ubranych towarzyszy do zdjęcia z siebie ciuchów – jednak za ciepło!
Droga powrotna mijała zdecydowanie szybciej, trzeba było dbać jedynie o brak poślizgu, bo droga hamowania byłaby całkiem długa. Z każdym kolejnym metrem w dół robiło się coraz cieplej, wiatr ustawał, a rękawiczki i czapki okazywały się coraz częściej niepotrzebne. Po dotarciu do celu mieliśmy chwilę dla siebie, obiadek i przepakowanie swoich plecaków.
Tego samego wieczoru czekał na nas jeszcze wodospad! Drogę pokonaliśmy spacerem, tak, aby rozgrzać się przed wejściem do wody. Po dotarciu do celu zrozumieliśmy, że dochodzące do nas informacje, o zmierzających morsach do wodospadu o każdej porze dnia i nocy nie były wyssane z palca. Pod strumieniami wody morsowała grupka osób, a kolejne osoby nadchodziły już za nami. Szybko się przebraliśmy i ciach do wody! Spod wodospadu, do noclegu wróciliśmy skrótem – po górkach, przez lasy, ale w efekcie szybciej dotarliśmy do ciepłego mieszkanka! Po dniu pełnym przygód każdy z nas myślał tylko o regeneracji. Długi sen, powrót do domu i kolejna noc, aby wrócić w poniedziałek do rzeczywistości.
To moja pierwsza taka przygoda, aczkolwiek wiem, że nie ostatnia! Jeśli kiedyś nasunęła by Wam się podobna myśl – chętnie zabiorę się z każdym z Was!